Po zimie trawa nie wyglądała najlepiej a sierpniowe upały i kilkumiesięczna susza dokonały dzieła.
Trawa na zdecydowanej większości ogrodu wyschła. My oczywiście nie mamy ambicji mieć trawnika w stylu angielskim na całej powierzchni działki, wręcz przeciwnie w fragmentach o charakterze leśno - naturalistycznym taki trawnik wyglądałby źle.
Piękny trawnik chcielibyśmy mieć wokół domu i przy tarasie ale w tych miejscach wysechł najszybciej i tylko chwasty pozostały. W części bardziej "dzikiej" częściowo się obronił.
Nie wiedzieliśmy co z nim zrobić i jak zwykle drogą prób i błędów zaczęliśmy siać trawę od nowa.
Powierzchnia trawnika jest dosyć duża, więc podzieliliśmy go na części i każdą część zasiewamy oddzielnie.
Wyschniętą darń zgrabiliśmy a właściwie zerwali przy pomocy grabi konstrukcji R.
Bez przekopywania, na leniucha:). Na to nawieźliśmy cienką warstwę ziemi, równając przy okazji powstałe przez lata nierówności.
Na tak przygotowaną ziemię wysialiśmy trawę. Po wierzchu ponownie posypaliśmy, bardzo cieniutko ziemią. Na koniec całość została zawałowana i podlana.
Po siedmiu dniach podlewania
trawka wyrosła.
Do drugiego fragmentu trawnika podeszliśmy bardziej profesjonalnie. R. przekopał wyschniętą darń glebogryzarką i wtedy zaczęły się problemy. Powstała powierzchnia wyglądała strasznie, dużo czasu i wysiłku poświęciliśmy na oczyszczenie ziemi z powstałych kołtunów. Ostatecznie R. kupił bronę,
którą skutecznie oczyścił i wyrównał ziemię. Efekt był imponujący, ziemia po wszystkich zabiegach wyglądała pięknie jak w doniczce. Tym razem po wysianiu ziarna, R. zabronował i zawałkował.
Na wyjście trawy czekaliśmy dłużej bo 11 dni. Myślę, że ziarna były głębiej zasypane przez bronę.
Efekt końcowy podobny.
Wniosek - szkoda pracy i czasu na staranne przygotowywanie podłoża, w obu przypadkach trawa wygląda tak samo.