Minął rok jak założyliśmy tego bloga a właściwie założyły go nasze dzieci, które od dłuższego już czasu zachęcały nas do dokumentowania naszych działań w ogrodzie. Nie sądziłam, że wytrwamy tak długo ale czas szybko leci. Nasze hobby stało się pasją i teraz nie wyobrażamy sobie dnia bez pracy w ogrodzie. Okazuje się, że ciągle trzeba coś poprawiać, zmieniać, przesadzać, przycinać.
A wszystko zaczęło się od podmokłej łąki porośniętej olchami, wśród których ukryte były trzy częściowo zasypane i mocno zarośnięte stawy a w nich dzikie kaczki. W zaroślach bażanty i inne ptaszki. Zające hasały i wylegiwały się w trawie a do stawu jak do wodopoju przychodziły stada saren. Na sąsiednich łąkach pasły się krowy i konie, po drodze jeździły furmanki a kury były wszechobecne. Wokół pojedyncze domy a po lokalnej drodze godzinami nie przejeżdżał żaden samochód. Ludzi praktycznie też nie było widać. I to wszystko kilkanaście kilometrów od centrum miasta.
Zakochałam się w tej łące od pierwszego wejrzenia :). Soczysta zieleń trawy, olbrzymie olchy, stawy i przestrzeń zrobiły na mnie takie wrażenie, że nie miałam wątpliwości iż ta łąka musi być nasza.
Rzeczywistość okazała się mniej romantyczna, na podmokłą pokrytą torfem łąkę nie dało się wjechać. Nawet wprawni kierowcy zakopywali swoje auta, które trudno było wydobyć z bagna.
W takiej sytuacji nie można było myśleć o budowie domu bez wcześniejszego podniesienia poziomu.
Nawiezionych zostało kilkaset ciężarówek ziemi po czym piękna, dzika łąka zmieniła swój wygląd w księżycowy krajobraz. Już pod koniec budowy postanowiliśmy przywrócić piękno tej ziemi i zaczęliśmy urządzać ogród co trwa do dziś i jak wspomniałam na początku chyba nigdy się nie kończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz