Wreszcie udaje mi się przystąpić do budowy ostatniej części boiska. Zaczynam od rozłożenia na dnie wykopu, siatki przeciw kretom i nornicom.
Po rozłożeniu siatki, powrót ziemi na poprzednie miejsce.
Buduję to boisko z dwuspadowym pochyleniem ok. 0,5 %, dlatego powstała konieczność dowiezienia i rozplantowania dodatkowej ziemi.
Żeby sobie ułatwić no i uzyskać zadowalającą dokładność wykorzystuję poziomicę laserową.
A teraz kolejne równanie i równanie, wzdłuż i w poprzek i oczywiście wysiew nasion trawy (kupiłem trawę która podobno była na stadionach Euro 2012)
Okazało się, że mój zasiew nie był wystarczająco dokładny więc wnuczek nie wytrzymał i poprawia po mnie,
a "wałkowanie" zdecydowanie postanowił wykonać sam - jeżeli ma to być zrobione porządnie:).
Rozpoczyna się zraszanie boiska, potrwa to co najmniej 3 tygodnie i będzie się odbywać wcześnie rano, jeszcze przed wschodem Słońca
Wreszcie pierwsze koszenie, trawa ma ok. 10 cm, skracam ją o 3 cm, po kilku cotygodniowych koszeniach i wałowaniu zaczynamy normalnie korzystać z tego boiska
Możemy grać w siatkówkę, hokeja na trawie, badmintona i w co nam się jeszcze zechce:).
poniedziałek, 27 lipca 2015
czwartek, 23 lipca 2015
Rabatka z azaliami
W tym roku postanowiliśmy poszerzyć rabatę z azaliami i posadzić na niej również inne rośliny.
Chcemy aby rabatka była ładna nie tylko wiosną, kiedy kwitną azalie ale również latem i jesienią. W tym celu posadziliśmy hibiscusy i trawy.
Tym razem rozłożyliśmy agrotkaninę, która mam nadzieję,
uratuje mnie przed ciągła walką z chwastami i posypaliśmy cienką warstwą kory.
Azalie zakwitły pięknie, trawy i hibiscusy są jeszcze małe.
i w pełni lata
Poniżej azalie po trzech latach
wtorek, 14 lipca 2015
Rocznica
Minął rok jak założyliśmy tego bloga a właściwie założyły go nasze dzieci, które od dłuższego już czasu zachęcały nas do dokumentowania naszych działań w ogrodzie. Nie sądziłam, że wytrwamy tak długo ale czas szybko leci. Nasze hobby stało się pasją i teraz nie wyobrażamy sobie dnia bez pracy w ogrodzie. Okazuje się, że ciągle trzeba coś poprawiać, zmieniać, przesadzać, przycinać.
A wszystko zaczęło się od podmokłej łąki porośniętej olchami, wśród których ukryte były trzy częściowo zasypane i mocno zarośnięte stawy a w nich dzikie kaczki. W zaroślach bażanty i inne ptaszki. Zające hasały i wylegiwały się w trawie a do stawu jak do wodopoju przychodziły stada saren. Na sąsiednich łąkach pasły się krowy i konie, po drodze jeździły furmanki a kury były wszechobecne. Wokół pojedyncze domy a po lokalnej drodze godzinami nie przejeżdżał żaden samochód. Ludzi praktycznie też nie było widać. I to wszystko kilkanaście kilometrów od centrum miasta.
Zakochałam się w tej łące od pierwszego wejrzenia :). Soczysta zieleń trawy, olbrzymie olchy, stawy i przestrzeń zrobiły na mnie takie wrażenie, że nie miałam wątpliwości iż ta łąka musi być nasza.
Rzeczywistość okazała się mniej romantyczna, na podmokłą pokrytą torfem łąkę nie dało się wjechać. Nawet wprawni kierowcy zakopywali swoje auta, które trudno było wydobyć z bagna.
W takiej sytuacji nie można było myśleć o budowie domu bez wcześniejszego podniesienia poziomu.
Nawiezionych zostało kilkaset ciężarówek ziemi po czym piękna, dzika łąka zmieniła swój wygląd w księżycowy krajobraz. Już pod koniec budowy postanowiliśmy przywrócić piękno tej ziemi i zaczęliśmy urządzać ogród co trwa do dziś i jak wspomniałam na początku chyba nigdy się nie kończy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)